Czy zastanawialiście się kiedyś, ile osób mieści się w tuk tuku?
Osobiście nigdy nie zadałam sobie tego pytania, do momentu, w którym razem ze znajomymi, których poznałam w hostelu w Kandy na Sri Lance, postanowiliśmy wieczorem pojechać na kolację. Razem z trójką Kanadyjczyków oraz Holendrem wyszliśmy na ulicę i zaczęliśmy się zastanawiać: “Będziemy jechać dwoma tuk tukami? A co gdyby dało się pojechać jednym?”. Problemu ze znalezieniem kierowcy nie było żadnego. Kanadyjczyk zagaił do starszego mężczyzny i zapytał o transport naszej ekipy. Widać było wahanie na twarzy kierowcy. Patrzył to na nas, to na swojego tuk tuka. Po kilku minutach targowania doszliśmy do konsensusu i zaczęliśmy ładować się wszyscy do pojazdu. Trzech facetów z tyłu na siedzeniach (w tym jeden, który szczerze powiedziawszy, mógłby się liczyć za dwóch) oraz ja i jeszcze Kanadyjka usiadłyśmy na ich kolanach. Ruszyliśmy, musiałam kurczowo trzymać metalowej rurki, w szczególności na zakrętach.
W pewnym momencie kierowca zwolnił i powiedział, że dwie osoby muszą wysiąść. Okazało się, że niedaleko stoi policja. Razem Kanadyjczykiem wysiedliśmy grzecznie i przeszliśmy na piechotę dwieście metrów. Tuż za rondem czekał nasz tuk tuk. Wesoła szóstka z powrotem była w komplecie. Nasz kierowca był w taki znakomitym humorze, że zaczął śpiewać!
Pojazd resztkami sił wczłapał się na szczyt wzgórza, udało się, dojechaliśmy na miejsce. To była szalona jazda, był to bardzo spontaniczny wypad. Cieszyłam się, że razem z nowo poznanymi ludźmi spędziłam miło czas. Wracaliśmy na piechotę, miasto było ciemne i zupełnie puste, ciche. Przeciwnie niż w trakcie dnia, który wypełniał chaos, zapach spalin oraz dźwięki klaksonów.